środa, 28 maja 2014

Przewrażliwienie na punkcie wyglądu.


Siedzę właśnie z kubkiem herbaty w ręku, przed chwilą skończyłam oglądać odcinek mojego serialu (zaraz biorę się za kolejny), a w międzyczasie piszę tego posta, bo po prostu naszła mnie ochota. 

Nie martwcie się obrazkiem na górze. Nienawidzę wszystkich - po części to prawda. Nienawidzę dlatego, że im zazdroszczę. A czego? Tego, że są piękni, pewni siebie i spełniają swoje marzenia. Z drugiej strony jednak potrafię obdarzyć ich ciepłem i pomocą, bo wiem, że nic mi nie zrobili i to dobrzy ludzie.  Zazdrość to taka straszna cecha, ale tkwi ona we mnie, bo brak mi samoakceptacji. Tylko  w taki sposób ich "nienawidzę". Bardziej od nich nienawidzę siebie. ;)

Wczoraj zastanawiałam się, co takiego jest w mojej psychice, że tak bardzo czuję niechęć do siebie, a właściwie do swojego wyglądu, bo o tym mowa w dzisiejszym poście. Przecież nikt nigdy nie wyzywał mnie, nie upokarzał, ani nie komentował w negatywny sposób mojego wyglądu. Po prostu niektórym podobam się bardziej, a innym mniej i to całkowicie zrozumiałe. A pomimo tego czuję się ze sobą źle, myślę jak dobrze byłoby mi w innej skórze, kiedy to jestem uwolniona w swojej. Te myśli męczą i zbierają we mnie niemoc. Mam mnóstwo kompleksów i wcale nie pociesza mnie to, gdy od czasu do czasu ktoś powie mi, że ładnie wyglądam. To wcale nie pomaga, bo wiem, że ciągle otaczają mnie piękni ludzie, a ja przy nich mogłabym schować się pod ziemię.

 Przytoczę pewną sytuację. Jakiś miesiąc temu dostałyśmy propozycję od zaprzyjaźnionego z naszą szkołą studia fotograficznego, czy nie zechciałybyśmy przyjść i pobawić się w fotografów. ;) Udałam się tam razem z moimi pięcioma koleżankami. Na pierwsze wrażenie - było fajnie. ;) Zobaczyłam jak wygląda studio i wszystkie sprzęty, a najlepsze jest to, że mogłam samodzielnie wszystko obsłużyć. Najgorsze przyszło, gdy nadeszła pora na zdjęcia. Pierwsza, druga, trzecia koleżanka... Było świetnie, z resztą tak samo. Dodam, że zdjęcia robiłyśmy sobie nawzajem. Ja jako osoba strasznie nieśmiała opierałam się przed obiektywem, bardzo tego nie lubię. Koleżanka zrobiła mi jedno zdjęcie, po czym poszłam je zobaczyć. I co? Katastrofa. Jak najszybciej je usunęłam, by nie zobaczyła go reszta, a następnie zabrałam się za robienie zdjęć koleżankom, ale już z mniejszym entuzjazmem. Na mojej twarzy zawitał smutek i chciałam szybko stamtąd wyjść. One były po prostu ładne i fotogeniczne, ja na zdjęciach jak i na żywo wyglądałam jak chodzące nieszczęście. Może przesadzam, ale tak właśnie się czułam w porównaniu do nich. 

Może powinnam udać się do psychologa? Chociaż z drugiej strony on nie sprawi, że nagle będę piękniejsza. Mam swoje urodowe cele, wiem jak chcę wyglądać, ale nie do końca wiem jak do nich dążyć. Mój nos bez dużej sumy pieniędzy nie stanie się mały i prosty, włosy również magicznie nie urosną i nie zagęszczą się, cera od pstryknięcia palcem nie przestanie się przetłuszczać, ani nie będzie bez skazy. Nie daję sobie rady.. Chyba jestem skazana na wieczną porażkę. ;) Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że gdy mamy urodę, możemy naprawdę wiele. Poza tym nasza pewność siebie idzie znacząco w górę, co również pozwala na zdobywanie różnych celów. No, to taki mój mały wywód - dziś mam kiepski dzień, znów łzy same cisną mi się do oczu, gdy o tym wszystkim myślę. No cóż, szkoda tylko, że życie mi ucieka, a ja pogrążam się jeszcze bardziej. A Ty kochasz siebie? Uciekam na serial. ;)

wtorek, 27 maja 2014

Słowem wstępu...

Nie mam pojęcia jak zacząć, nie jestem dobra w pisaniu. Dotychczas moimi najdłuższymi wypowiedziami, którymi mogę się pochwalić są wypracowania na język polski. ;) To by było na tyle. Założyłam jednak tego bloga, bo stwierdziłam, że to będzie dobre miejsce na "wyrzucenie" z siebie wielu myśli, które głównie kłębię zawsze w sobie. Nikomu się nie zwierzam,  a może to dlatego, że nikt nie chce mnie słuchać? Może choć w tym wirtualnym świecie, który jak na razie jest dla mnie jedną wielką zagadką, znajdę osobę, z którą będę mogła chociażby anonimowo porozmawiać. ;)

Nazwałam się Faith - tak, bardzo oklepane, ale i naciągane. Naciągane dlatego, że tak naprawdę nie mam żadnej wiary ani w siebie, ani w to, że może się cokolwiek zmienić. Ten blog ma być zapiskiem moich poczynań i może on napędzi mi tej wiary, i nadziei. ;) Załóżmy, że to takie małe wyznanie.

Mam jedynie 19 lat, a już wielką chęć zmiany swojego życia w którym czuję się ograniczona. Nie taka chcę być. W  końcu każdy, a przynajmniej większość z nas dąży do niezależności. Mam wiele pragnień, ale z moją słabą siłą zaparcia nie jestem w stanie spełnić nawet tych najmniejszych. Jak żyć? Czasami chyba popadam w paranoje. Częściej nawet mówię, że nienawidzę siebie. A przecież nie o to w tym wszystkim chodzi, prawda?

Nie wiem, co ma na celu ten pierwszy post. Chyba jest to po prostu zarys tego o czym będę pisać. Mam natłok myśli, ale nie potrafię tego ubrać po kolei w zdania, by to miało jakikolwiek sens, także wybaczcie mi ten drobny chaos... Potrzebowałam miejsca,  gdzie będę mogła uporządkować sobie swoje plany, a także podjąć się kolejnych wyzwań idąc w stronę zmiany.  Chcę zmienić właściwie wszystko. :)  Zaczynając od wyglądu, idąc przez sport, zdrowe odżywianie, styl, rozwój osobisty (przede wszystkim czytanie książek!), kończąc na silnej motywacji do nauki, by dostać się na wymarzone studia. Chcę połączyć wszystkie potencjalne pasje i dążyć do pewności siebie. Chcę być szczęśliwa. Problem tkwi przede wszystkim w mojej psychice i samozaparciu. W kolejnym poście napiszę nieco szczegółowiej. ;)

To chyba wszystko - słowem wstępu...